Zima w pełni, śnieg pada, więc tak sobie pomyślałam, że czas na bajkę z czasów, kiedy było jeszcze ciepło i słonecznie. Przed wami historia o tym jak odmieniłam nigdy nieodmieniane.
Dawno, dawno temu, w listopadzie tamtego roku zostałam odgórnie wyznaczona do pomalowania bramy... Zajęło mi to wieki i wymagało nie tylko malowania ale efekty są przynajmniej widoczne. Oto zdjęcia przed i po malowaniu:
Przed:
Jak możecie się domyślić odłażąca farba, rdza i najróżniejsze zabezpieczenia z drutu sprawiły mi wiele radości.
W trakcie:
Szelma jak zwykle pomocna, chociaż o dziwo nie zwiała.
Oraz po:
Niektóre elementy musiałam pomalować drugi raz, psa trzeba było trochę wyczyścić ale jak to mówią - życie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz